Wyzwanie weganizmu, czyli styczeń w Finlandii

Styczeń jako miesiąc “bez kropelki” ma długą tradycję w Finlandii. Pisałam kiedyś o nim w blogu Moja Finlandia. Jedno wyzwanie jednak to najwyraźniej za mało. Od 2019 roku Finowie mogą zmierzyć się z jeszcze jednym. W tym roku to już druga edycja, jednak dopiero teraz, poruszając się w metrze na schodach ruchomych i oglądając nie dające się nie zauważyć kolorowe plakaty, dowiedziałam się o jego istnieniu. Bez wahania zapisałam się jako uczestnik, by zmierzyć się z wyzwaniem weganizmu podczas jednego miesiąca. Wahań pozbawiała informacja, że uczestnictwo w wydarzeniu do niczego nie zobowiązuje, a wszystkie oferowane przepisy i informacje – codzienny newsletter – są zupełnie bezpłatne. Zastanawiałam się tylko dlaczego mam rozpocząć przygodę z weganizmem w najmniej sprzyjających okolicznościach środka zimy.

Starając się żyć zgodnie z zasadami idei Zero Waste, zdawałam sobie sprawę z wagi ograniczenia w diecie produktów pochodzenia zwierzęcego. Wiedziałam jak jest to ważne dla mądrzejszego korzystania z zasobów ziemi. Od ponad dwudziestu lat nie jem mięsa i w Polsce wydawało się mi to znaczącym osiągnięciem. Ale nie w Finlandii. Szczególnie wśród młodych ludzi zaczęłam spotykać całkowitych veganów, a ich sposób życia prowokował mnie do odpowiedzi na pytanie o mój poziom zaangażowania w etyczne wybory żywieniowe.

Początkowo codziennie przychodzących maili z nowymi przepisami, informacjami o źródle białka i minerałów w roślinnym pożywieniu, spisem sklepów i restauracji wegańskich, historiami osób, które wybrały weganizm, informacjami o sytuacji zwierząt i mnóstwem podobnych wiadomości wyczekiwałam jak otwarcia okienka w adwentowym kalendarzu. Codziennie znajdowałam odpowiedzi na nowe pytania.

Nie oczekiwałam, że pod ich wpływem zmienię dietę na absolutnie wegańską. Zaczęłam jednak eksperymentować z niektórymi przepisami. Odkryłam i zaakceptowałam możliwość przygotowania tradycyjnych potraw bez mleka, jaj, masła czy sera. Zawsze w mojej diecie było najwięcej miejsca na rośliny, ale próbując całkowicie wyeliminować produkty odzwierzęce zaczęłam napotykać na opór. Najsilniejszym z niego było Przyzwyczajenie. Jeśli do tej pory, w poszukiwaniu zdrowia wybierałam sfermentowane mleko lub o słodkim smaku jajka, to jak mam z tego całkowicie zrezygnować? Innym powodem, dla którego pozostawałam oporna na próbę przekonania mnie, były względy kulturowe. Pewne smaki i składniki potraw kojarzą się nieodłącznie z Finlandią i jej tradycją, odzwierciedlają też sposób życia jej mieszkańców od setek lat. Inne zaś to własne skojarzenia i pamięć tego, co kiedyś smakowało mi tu najbardziej.

Współcześnie wybór jest dość duży. Można nadal uwielbiać pieczone nad ogniem kiełbaski podczas wycieczek do lasu i jeść zapiekanki z mielonego mięsa. Można też być zwolennikiem ryb, które żyją w licznych wodach Finlandii. Można tradycyjnie pić mleko do obiadu i dodawać śmietanki do wyznaczającej rytm dnia kawy. Na półkach z tradycyjnymi potrawami coraz bardziej rozpychają się jednak wegańskie wynalazki. Wytworzone na bazie owsa, bobu i grochu, quornu, soji czy białka pszenicy przypominają konsystencją, kolorem i smakiem mięso i wygodnie je zastępują. Są to w praktyce półprodukty, popakowane całkiem podobnie jak mięso, a zatem po ich użyciu zostaje w ręku karton i plastik. Półki z produktami mlecznymi ciągle są długie, ale dla sera na bazie tłuszczów roślinnych też pojawia się miejsce. Jogurt turecki, mleko czy śmietanka z użyciem owsa, soji czy kokosu albo grochu? Ich wybór także jest spory. Życie wegeterianina wydaje się znacznie łatwiejsze w Finlandii.

Z czasem przestałam nadążać za przepisami i informacjami w newsletterze, ale sięgam do nich teraz. Moją odpowiedzią na styczniowe wyzwanie jest znaczne zmniejszenie ilości produktów mlecznych, z których korzystam. Naleśniki bez jajka czy omlet z mielonej na mąkę ciecierzycy, brownie z fasoli czy lasagne z brukwi? Wiem, że smakują świetnie! Są też w stanie dostarczyć energii. Dla nie wtajemniczonych dodam, że w Finlandii brukiew jest powszechnie w sprzedaży występującym warzywem korzeniowym, ma też swoje szczególne miejsce dla przygotowania jednej z potraw wigilijnych. Kuchnia fińska ulega różnym wpływom i zmienia się ciągle. Gdy Finowie z lubością wykorzystują piekarnik na codzień, wydaje mi się, że sposób przyrządzania potraw jest tym, co zmienia się najwolniej. Za ich przykładem do tradycyjnie pieczonych potraw dorzucam nowe, już mniej tradycyjne składniki. Na szczycie własnej hierarchi żywieniowej stawiam – zużyj co masz w kuchni i na talerzu do końca! Każdy kęs jedzenia mógłby budzić wdzięczność, za jego istnienie!

Happy hour nie tylko w barze

Do wynalazku pomarańczowych naklejek na towarach zagrożonych wyrzuceniem zdążyłam się już przyzwyczaić. Pisałam też o tym kiedyś w tekście o ekonomii życia w mieście. Przegląd towarów na półkach w sklepie spożywczym i wybór do zakupu tych, na których pojawiły się naklejki informujące, iż cena towaru będzie obniżona przy kasie, czyli w momencie zapłaty – o 30 procent, to jednocześnie sposób na mniejsze wydatki i “ekoteko” – mały czyn ekologiczny.

Gdy usłyszałam, że w ostatniej godzinie przed zamknięcie sklepu 30 procent przestaje oznaczać 30, lecz zaczyna oznaczać 60, z lekkim niedowierzaniem postanowiłam to sprawdzić. Najbliższy S- market zamykany jest o 22.00. Po 21.00 przy półce z gotową żywnością jakaś klientka bardzo energicznie wybiera kilka produktów przede mną, co zaczyna mnie przekonywać, że happy hour właśnie się rozpoczęła i rzeczywiście istnieje. Mój koszyk zapełnia się produktami z kolorowymi naklejkami. Znajduje je na półkach z serami i produktami mlecznymi. Zanim zapłacę upewniam się u kasjerki co do wysokości obniżki. 60 procent zdecydowanie zachęca do zakupu.

W rozmowie z dziennikarzem Finowie nie przyznają się, aby wybierali się do sklepu w poszukiwaniu przecenionych produktów. Przyznają jednak, że duża obniżka jest kusząca w odniesieniu do niektórych towarów. Mieszkając w Finlandii, ograniczyłam produkty mleczne, zwłaszcza sery, jako odzwierzęce i pochodzące z masowej produkcji. Kupno od czasu do czasu dawnego przysmaku usprawiedliwia pomarańczowa nalepka. Kupuję towar, którego czas najlepszej jakości wkrótce się skończy, a wtedy zginie jako odpad organiczny, powodując dalsze negatywne konsekwencje dla środowiska. Często ciągle smaczny i zdrowy, pomimo przekroczenia daty najwyższej jakości.

Moją dotychczasową niewiedzę o happy hour w sklepie usprawiedliwia fakt, że pojawiła się stosunkowo niedawno, bo od września tego roku w sklepach sieci S-ryhmä. W sklepach drugiej co do wielkości sieci K-ryhmä (K-market) stosowane są obniżki 30, 50 i 75 procentowe. Obydwie grupy deklarują, że przekazują żywność także parafiom i organizacjom dobroczynnym. Według gazety Kauppalehti (Gazeta handlowa), straty żywności w grupie S stanowią 1,63 % wartości całej sprzedaży, co oznacza 33 400 tony rocznie, zaś w grupie K – 1,7 % wartości sprzedaży, czyli 22 000 ton rocznie. Duży procent obniżki jest niewielkim procentem całościowej sprzedaży, ale ogromnym zmniejszeniem marnotrawienia dóbr. Każde rozwiązanie, które je zmniejsza, wydaje się dobre. Happy hour dla ludzi i dla ziemi. Oby nie tylko jedna taka na dobę!

Plastikowa torba? Nie, dziękuję. Mniej plastiku w gminie Kerava.

Przygotowując się do pierwszego spotkania stowarzyszenia Zero Waste w Finlandii, z którego inicjatywą wychodzę sama, czytam artykuł o pomyśle gminy bez plastikowych toreb. Ideę stworzyła Mari Granström. Gdy zauważam jej nazwisko wśród deklarujących przyjście na spotkanie, nie wierzę, że dotrzyma obietnicy i poznam ją osobiście. Mari pojawia się jednak i uczestniczy w naszej wspólnej dyskusji. Mam w tej dyskusji i ja swój głos, opowiadając o działaniach Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste.

Ponad trzy miesiące później jestem ponownie w Helsinkach. Mari znajduje dla mnie czas, by udzielić mi wywiadu przez telefon. W dniu, w którym rozmawiamy projekt nazwany Muovipussiton Kerava (Kerava bez plastikowych toreb) przygotowuje się do Gali – wydarzenia promującego inicjatywę. Mari cieszy każdy krok zmierzający do nadania sprawie rozgłosu. Właśnie w wiadomościach w ogólnokrajowym radiu pojawiła się informacja o projekcie i zbliżającej się Gali, a oprócz samej Mari można było usłyszeć w niej jeszcze innych mieszkańców Keravy, osoby zaangażowane w projekt. W ten sposób wiedza o projekcie wkracza do mediów publicznych. Pisząc ten tekst, zapewniam Mari, że wiedza ta przekracza także granice, a Polska będzie pierwszym krajem, do którego dotrze.

Kerava jest niewielkim miastem liczącym nieco ponad 32 tysiące mieszkańców, położonym w niewielkiej odległości od rejonu stołecznego. W ten sposób idealnie nadaje się do pilotażowego projektu. Nie jest duża, ale wystarczająco duża, by zauważyć możliwe efekty.

Współpracę z gminą udało się nawiązać Mari dopiero po tym, gdy uczestnicząc w konkursie na innowacje w mieście zdobyła w nim zwycięstwo. Interesuje mnie skąd mogła pochodzić niechęć czy też bezwładność reakcji miasta na wcześniej przedstawiane pomysły. Mari wyjaśnia mi, że zwykle miasto zajmuje się wieloma sprawami, a takie przedsięwzięcie jak gmina bez plastikowych toreb wymaga zaangażowania i decyzji osoby, która gotowa jest poświęcić czas, przygotować się do działania i je poprowadzić. Projekt ostatecznie opłaca się gminie, gdyż poprawia jej wizerunek, nadaje jej profil, czyni ją lepiej rozpoznawalną.

Według ostatniego sloganu na stronach projektu “przyszłość należy do tych, którzy potrafią ją wyobrazić sobie, zaprojektować i wykonać. Nie jest czymś na co się czeka, ale raczej czymś, co się stwarza”. Może nie jest przypadkiem, że nazwę Kerava łatwo zmienić na Kreava, a więc creative.

W akcji bierze udział już pewna grupa sklepów, to jest sklep sieci Prisma, K-market, Alko i Musti ja Mirri. Można w nich korzystać z toreb uszytych na organizowanych we współpracy z miejscowymi szkołami warsztatach szycia toreb. Duże plakaty informują, że sklepy biorą udział w projekcie. Przy kasie napis z logiem akcji – Twój wybór ma wpływ – zachęca do zakupu trwałej torby. Na wieszakach wiszą torby podarowane sklepowi. Każdy może wziąć sobie – zupełnie za darmo. Albo właśnie podarować innym. To ile aktualnie jest w sklepach toreb monitorowane jest przez telefon. To jest prowadzący sklepy sami dzwonią i informują o aktualnym stanie.

Mnie interesuje reakcja fińskiego Sanepidu na przyjmowanie od klientów potencjalnie już wcześniej używanych toreb. Finowie z reguły ściśle trzymają się zasad, a zasady fińskiego Sanepidu potrafią być bardzo wymagające. Znam też reakcje polskiego Sanepidu na podobne akcje i obawę, czy takie torby są czyste. Mari przyznaje, że nie spotkała się nigdy z negatywną reakcją służb sanitarnych. Kłopotem prędzej może być to, że Finowie chętnie biorą coś, co można dostać za darmo i w ten sposób torby mogą znikać szybciej, niż pojawiać się z powrotem.

Projekt w Kerava jest projektem pilotażowym, świetnym początkiem możliwych zmian. Pytam zatem, czy inne gminy w Finlandii byłyby zainteresowane podobną akcją. W dniu naszej rozmowy, to jest pierwszego listopada 2018 wiadomo o dwóch, niewielkich zresztą gminach – Parainen i Kempelä. Pomysł może kopiować każdy i dostosowywać do własnych realiów. Gminy mają do dyspozycji “Green deal” – dobrowolne zobowiązanie przy współudziale ministerstwa środowiska, aby uściślać zasady i normy prawne ułatwiające zmiany ku gospodarce o obiegu zamkniętym oraz spowalnianie zmian klimatycznych. To bardzo dobra wiadomość. Zaczynam sobie wyobrażać kolejne gminy przystępujące do projektu i przejmujące skądinąd proste i opłacalne zasady. Ostatecznie chodzi w tym o nasze wspólne dobro. I o przyszłość, którą możemy stworzyć sami.

Łąkowe zauroczenie i co z niego wynikło.

 

Najpierw były kijki. Wyposażona w nie mogłam poczuć się prawie jak w Finlandii. Pięć lat temu, gdy sprowadziłam się do Krakowa, Nowej Huty było już po bumie zainteresowania tą aktywnością, który miał miejsce w 2010 roku, ale ciągle osoba z kijkami prowokowała do komentarzy i zaczepek.
Przemykający z kijkami obok spacerującej pary czy spieszącego z aktówką do pracy zwykłego przechodnia nie wtapiał się jeszcze w tłum i nie wrysował w scenografię miasta tak jak staje się obecnie. Trenowałam więc wyobrażając sobie uparcie, że jest to tak naturalne jak byłoby w Finlandii.

Continue reading “Łąkowe zauroczenie i co z niego wynikło.”

Chłodnym okiem na saunę

Słucham audycji o życiu na stacji arktycznej Finów. Opowiadając o życiu codziennym wspominają o saunie. Nabieram pewności, że Fin/Finka to taki człowiek, który gdziekolwiek się znajdzie zaczyna myśleć jakby tu zbudować saunę. Nie słyszałam o podboju kosmosu, czy też dokładniej fińskich – z udziałem Finów – stacjach kosmicznych, jestem jednak przekonana, że próba wyprawy w kosmos skończyłaby się prędzej czy później rozważaniami na wspomniany powyżej temat.

Continue reading “Chłodnym okiem na saunę”