Szkolny sklepik, a ruch Zero Waste

Gdy przyjechałam tam po raz pierwszy, szkoła zrobiła na mnie nienajlepsze wrażenie. Przynajmniej nie zachwyciła. Znałam już szkoły z wyszukanym designem i sporą dawką nowoczesnych udogodnień. Wnętrze budynku szkoły Omnia w porównaniu do nich wydało się mi dość skromne. Gdy zaczęłam naukę w szkole, odkryłam pewną troskę o szczegóły, której wcześniej nie zauważałam. W szkolnej stołówce oświetlonej porannym słońcem zza wielkich okien pada światło na gustownie dobrane kwiaty w wazonach na każdym stole i ociepla chłodnym wcześniej wydające się wnętrze.

Wejście do sklepiku szkolnego sprzedającego różnorodne drobne i estetyczne przedmioty, czasami na chwile przyciągało moją uwagę, ale nie na tyle, by zaglądnąć do środka. Na którejś z przerw, nie mając nic innego do zrobienia, odważyłam się wejść do środka. Wzrok mój przykuła bardzo znajomo wyglądająca siatka. Metka z napisem – upcycle upewniła mnie, że siatka jest uszyta ze starej firanki. Kolejne przedmioty na półkach okazały się kolekcją Zero Waste – owijki woskowe, metalowe rurki do napojów, trwałe kubki i wielorazowe płatki kosmetyczne wydziergane na szydełku.

Ideą sklepiku jest promowanie wytwórców i produktów, które łączy wspólny cel – dążenie do zrównoważonego rozwoju. Decyduje się na zakup trwałego płatka kosmetycznego. Sprzedawczyni podpowiada jak go używać i zadbać o jego higieniczność. Obie zgadzamy się, że wiele zależy od naszych przyzwyczajeń, a te możemy zmieniać. We własnej głowie słyszę echo rozmów o stylu życia zero waste, w którym podstawą jest zmiana przyzwyczajeń. Kupuję więc, na próbę! Wiem, że to pierwsza, ale nie ostatnia wizyta w tym sklepiku.

Kolejnym razem odważam się zapytać skąd idea takiego sklepu i poparcie dla niej. Dowiaduję się o fazie tworzenia pomysłów. W szkole działa stołówka i przyszkolny zakład fryzjerski dla uczniów fryzjerstwa. W sklepiku można kupić rękodzieła – drobne ręcznie wykonane przedmioty. Wszystkie te miejsca łączy właśnie ręczna praca. W niewielkiej przestrzeni sklepu mieszczą się produkty około trzydziestu drobnych wytwórców, którym samodzielnie trudniej byłoby dotrzeć do kupujących. Dodatkowo można tu znaleźć także wytwory ze szkolnych pracowni. Także ich produkcja spełnia wymóg zrównoważonego rozwoju.

To nie przypadek. Przy jednych z drzwi wejściowych do budynku dostrzegam dyplom, a właściwie certyfikat nadany szkole przez fundację OKKA. Fundacja dostarcza krajowym szkołom narzędzi oceny, materiałów, wsparcia wiedzowego i szkoleń oraz decyduje o przyznaniu certyfikatu zrównoważonego rozwoju.

Zaglądam jeszcze raz na półki sklepiku. Ciekawią mnie ekologiczne zeszyty. Przemagam się, by sprawdzić, co kryje się w środku za plastikową oprawką z równie plastikowym bindowaniem. To, co widzę zaskakuje i zachwyca. Kartki zeszytu to złożone na pół, wyłącznie z jednej strony kiedyś zadrukowane kartki formatu A4, tak że kartki właściwe zeszytu są wyłącznie białe! Czy ten pomysł produkcji zeszytów nie mógłby się upowszechnić? Myśl nasuwa się naturalnie. Przynajmniej w tej skali, w jakiej dotąd podobne kartki zamieniają się w problem. Sklep Omni nie jest jedynym miejscem, gdzie widać dbałość o zrównoważony rozwój. O tych innych miejscach napiszę w oddzielnym wpisie.

Innowacje, aplikacje i inne wynalazki

Finlandia słynie z innowacyjności. Jednocześnie należy do najbardziej zdigitalizowanych krajów Europy. Poszukując najlepszych rozwiązań dla zmniejszenia marnowania żywności, można być niemal pewnym, że aplikacja proponująca nowy sposób sprzedaży, będzie w Finlandii naturalnym i skutecznym środkiem.

Na stronie firmy, która stworzyła aplikację ResQ Club czytam o korzyściach jej stosowania. Wszystko brzmi jak echo kampanii z własnym kubkiem, tylko w odniesieniu do żywności i jeszcze mocniej. Zmniejszenie ilości odpadów, pozytywny obraz firmy jako dbającej o środowisko, więcej nowych klientów bez negatywnego wpływu na normalną sprzedaż, zwiększenie wpływów ze sprzedaży, gdy to, co oznaczało stratę, zamienia się w bezpośredni zysk i środki na koncie.

Jeśli te argumenty nie są jeszcze dość przekonywujące, na stronie firmy można znaleźć kalkulator i przeliczyć dodatkowy zysk przedsiębiorstwa przy sprzedaży -w innym wypadku- wyrzuconej żywności. Za pomocą tego kalkulatora można, także zależnie od rocznych obrotów firmy, przeliczyć również ilość zyskanych nowych klientów oraz kilogramy dwutlenku węgla wytworzone mniej, dzięki redukcji odpadów. Proszę bardzo!

Pozostańmy jeszcze przy liczbach. ResQ Club ma w tej chwili ponad tysiąc partnerów. Dzięki temu co miesiąc powstaje 273 tysiące kilogramów dwutlenku mniej, co jest odpowiednikiem 227 przelotów z Helsinek do Nowego Yorku. W naszym przypadku za kilogramami dwutlenku węgla kryją się 43 tysiące kilogramów pysznego jedzenia. Slogan firmy, iż postępowanie ekologiczne nigdy nie było tak smaczne, brzmi dla mnie bardzo przekonująco.

Aplikacja, która sprawdziła się w odniesieniu do kawiarni i restauracji, rozszerza się na sklepy. Jej ekspansja nie dotyczy jednak tylko kolejnych sprzedawców w Finlandii. Jasno zielone punkciki na mapie klubu zawędrowały już także do Szwecji, Niemiec i … Warszawy!

Mam nadzieję, że wkrótce bez kłopotu połączę się z internetem na mieście i sama sprawdzę jak smakuje ResQ Club, na razie w Helsinkach.

Happy hour nie tylko w barze

Do wynalazku pomarańczowych naklejek na towarach zagrożonych wyrzuceniem zdążyłam się już przyzwyczaić. Pisałam też o tym kiedyś w tekście o ekonomii życia w mieście. Przegląd towarów na półkach w sklepie spożywczym i wybór do zakupu tych, na których pojawiły się naklejki informujące, iż cena towaru będzie obniżona przy kasie, czyli w momencie zapłaty – o 30 procent, to jednocześnie sposób na mniejsze wydatki i “ekoteko” – mały czyn ekologiczny.

Gdy usłyszałam, że w ostatniej godzinie przed zamknięcie sklepu 30 procent przestaje oznaczać 30, lecz zaczyna oznaczać 60, z lekkim niedowierzaniem postanowiłam to sprawdzić. Najbliższy S- market zamykany jest o 22.00. Po 21.00 przy półce z gotową żywnością jakaś klientka bardzo energicznie wybiera kilka produktów przede mną, co zaczyna mnie przekonywać, że happy hour właśnie się rozpoczęła i rzeczywiście istnieje. Mój koszyk zapełnia się produktami z kolorowymi naklejkami. Znajduje je na półkach z serami i produktami mlecznymi. Zanim zapłacę upewniam się u kasjerki co do wysokości obniżki. 60 procent zdecydowanie zachęca do zakupu.

W rozmowie z dziennikarzem Finowie nie przyznają się, aby wybierali się do sklepu w poszukiwaniu przecenionych produktów. Przyznają jednak, że duża obniżka jest kusząca w odniesieniu do niektórych towarów. Mieszkając w Finlandii, ograniczyłam produkty mleczne, zwłaszcza sery, jako odzwierzęce i pochodzące z masowej produkcji. Kupno od czasu do czasu dawnego przysmaku usprawiedliwia pomarańczowa nalepka. Kupuję towar, którego czas najlepszej jakości wkrótce się skończy, a wtedy zginie jako odpad organiczny, powodując dalsze negatywne konsekwencje dla środowiska. Często ciągle smaczny i zdrowy, pomimo przekroczenia daty najwyższej jakości.

Moją dotychczasową niewiedzę o happy hour w sklepie usprawiedliwia fakt, że pojawiła się stosunkowo niedawno, bo od września tego roku w sklepach sieci S-ryhmä. W sklepach drugiej co do wielkości sieci K-ryhmä (K-market) stosowane są obniżki 30, 50 i 75 procentowe. Obydwie grupy deklarują, że przekazują żywność także parafiom i organizacjom dobroczynnym. Według gazety Kauppalehti (Gazeta handlowa), straty żywności w grupie S stanowią 1,63 % wartości całej sprzedaży, co oznacza 33 400 tony rocznie, zaś w grupie K – 1,7 % wartości sprzedaży, czyli 22 000 ton rocznie. Duży procent obniżki jest niewielkim procentem całościowej sprzedaży, ale ogromnym zmniejszeniem marnotrawienia dóbr. Każde rozwiązanie, które je zmniejsza, wydaje się dobre. Happy hour dla ludzi i dla ziemi. Oby nie tylko jedna taka na dobę!

Sposób na genialność

Mówi się, że najprostsze rozwiązania są najbardziej genialne. Ale w kontekście moich pomysłów na ograniczenie produkcji plastikowych odpadów reakcje Finów – “to jest genialne!” zaskakują mnie. Sama nie ujęłabym swego pomysłu w kategorię genialności. Jest on natomiast istotnie bardzo prosty.

Była zima, gdy przyjechałam do Finlandii. Do porannego puuro – czyli najlepiej żytnich płatków zbożowych na ciepło i podstawy fińskiego śniadania, poszukiwałam jagodowego dodatku. Z nim smakuje ono najlepiej i jest najzdrowsze. Aby zjeść jagody możliwie mało przetworzone i bez dodatku cukru – co nie stałoby się w przypadku również smacznego dżemu, szukałam mrożonych. Każdy zakup kończył się odrobiną poczucia winy, gdyż nieuniknionym jego elementem był mniejszy lub większy worek foliowy, w które były zapakowane.

Na wiosnę w miejskim krajobrazie pojawiły się stragany. Ustawione w wygodnym pobliżu sieciowych sklepów spożywczych, z rzędami kolorowych owoców i warzyw. W lipcu pełne są fińskich truskawek i zielonego groszku. Ten niewielki i bardzo tradycyjny wybór powoli rozrasta się i zmienia zgodnie z sezonem. Przybywa marchew i piekielnie drogie ziemniaki. Zgodnie z sezonem zmieniają się też kolory owoców jagodowych. Jesienią pojawiają się grzyby i gotowe soki. Większość oferty to zbiory i wytwory lokalne, choć nie wszystkie. To mój mały fiński zakupowy raj. Drobne owoce jagodowe sprzedawane są na litry do plastikowych pudełek. Kupując pierwszy raz biorę takie pudełko do domu, ale nie wyrzucam. Nie trafia ono do naszego domowego pojemnika na plastik, by potem było wyniesione do odpowiedniego kontenera. Przy kolejnych zakupach podaję natomiast nieco zaskoczonej, ale zadowolonej z takiej opcji sprzedawczyni. Dostaję do pełna i nie potrzebuję dodatkowej foliowej torby, by przenieść owoce do domu. Pudełko mieści się w ręku, a ja po drodze zjadam z czubka pojedyncze owoce , które mogłyby spaść na ziemię.

W domu przesypuję owoce do szczelnie zamykanych pudełek, w których wcześniej kupiłam humus czy beztłuszczowy serek. Takie pudełka są wyjątkowo mocne, wykonane z grubego plastiku i naprawdę bardzo szczelne. Pojawiają się w domu z różnych powodów. Pochodzą najczęściej ze sklepu z odpadową żywnością, który sprzedając ją, ratuje całość przed wyrzuceniem. Poporcjowane owoce trafiają do mojej zamrażarki i czekają na kolejną, tym razem bezodpadową zimę. Dwa pudełka – miarki na pół i cały litr oraz opakowania po innej żywności w ciągłym wykorzystaniu, to według Finów genialne!

Plastikowa torba? Nie, dziękuję. Mniej plastiku w gminie Kerava.

Przygotowując się do pierwszego spotkania stowarzyszenia Zero Waste w Finlandii, z którego inicjatywą wychodzę sama, czytam artykuł o pomyśle gminy bez plastikowych toreb. Ideę stworzyła Mari Granström. Gdy zauważam jej nazwisko wśród deklarujących przyjście na spotkanie, nie wierzę, że dotrzyma obietnicy i poznam ją osobiście. Mari pojawia się jednak i uczestniczy w naszej wspólnej dyskusji. Mam w tej dyskusji i ja swój głos, opowiadając o działaniach Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste.

Ponad trzy miesiące później jestem ponownie w Helsinkach. Mari znajduje dla mnie czas, by udzielić mi wywiadu przez telefon. W dniu, w którym rozmawiamy projekt nazwany Muovipussiton Kerava (Kerava bez plastikowych toreb) przygotowuje się do Gali – wydarzenia promującego inicjatywę. Mari cieszy każdy krok zmierzający do nadania sprawie rozgłosu. Właśnie w wiadomościach w ogólnokrajowym radiu pojawiła się informacja o projekcie i zbliżającej się Gali, a oprócz samej Mari można było usłyszeć w niej jeszcze innych mieszkańców Keravy, osoby zaangażowane w projekt. W ten sposób wiedza o projekcie wkracza do mediów publicznych. Pisząc ten tekst, zapewniam Mari, że wiedza ta przekracza także granice, a Polska będzie pierwszym krajem, do którego dotrze.

Kerava jest niewielkim miastem liczącym nieco ponad 32 tysiące mieszkańców, położonym w niewielkiej odległości od rejonu stołecznego. W ten sposób idealnie nadaje się do pilotażowego projektu. Nie jest duża, ale wystarczająco duża, by zauważyć możliwe efekty.

Współpracę z gminą udało się nawiązać Mari dopiero po tym, gdy uczestnicząc w konkursie na innowacje w mieście zdobyła w nim zwycięstwo. Interesuje mnie skąd mogła pochodzić niechęć czy też bezwładność reakcji miasta na wcześniej przedstawiane pomysły. Mari wyjaśnia mi, że zwykle miasto zajmuje się wieloma sprawami, a takie przedsięwzięcie jak gmina bez plastikowych toreb wymaga zaangażowania i decyzji osoby, która gotowa jest poświęcić czas, przygotować się do działania i je poprowadzić. Projekt ostatecznie opłaca się gminie, gdyż poprawia jej wizerunek, nadaje jej profil, czyni ją lepiej rozpoznawalną.

Według ostatniego sloganu na stronach projektu “przyszłość należy do tych, którzy potrafią ją wyobrazić sobie, zaprojektować i wykonać. Nie jest czymś na co się czeka, ale raczej czymś, co się stwarza”. Może nie jest przypadkiem, że nazwę Kerava łatwo zmienić na Kreava, a więc creative.

W akcji bierze udział już pewna grupa sklepów, to jest sklep sieci Prisma, K-market, Alko i Musti ja Mirri. Można w nich korzystać z toreb uszytych na organizowanych we współpracy z miejscowymi szkołami warsztatach szycia toreb. Duże plakaty informują, że sklepy biorą udział w projekcie. Przy kasie napis z logiem akcji – Twój wybór ma wpływ – zachęca do zakupu trwałej torby. Na wieszakach wiszą torby podarowane sklepowi. Każdy może wziąć sobie – zupełnie za darmo. Albo właśnie podarować innym. To ile aktualnie jest w sklepach toreb monitorowane jest przez telefon. To jest prowadzący sklepy sami dzwonią i informują o aktualnym stanie.

Mnie interesuje reakcja fińskiego Sanepidu na przyjmowanie od klientów potencjalnie już wcześniej używanych toreb. Finowie z reguły ściśle trzymają się zasad, a zasady fińskiego Sanepidu potrafią być bardzo wymagające. Znam też reakcje polskiego Sanepidu na podobne akcje i obawę, czy takie torby są czyste. Mari przyznaje, że nie spotkała się nigdy z negatywną reakcją służb sanitarnych. Kłopotem prędzej może być to, że Finowie chętnie biorą coś, co można dostać za darmo i w ten sposób torby mogą znikać szybciej, niż pojawiać się z powrotem.

Projekt w Kerava jest projektem pilotażowym, świetnym początkiem możliwych zmian. Pytam zatem, czy inne gminy w Finlandii byłyby zainteresowane podobną akcją. W dniu naszej rozmowy, to jest pierwszego listopada 2018 wiadomo o dwóch, niewielkich zresztą gminach – Parainen i Kempelä. Pomysł może kopiować każdy i dostosowywać do własnych realiów. Gminy mają do dyspozycji “Green deal” – dobrowolne zobowiązanie przy współudziale ministerstwa środowiska, aby uściślać zasady i normy prawne ułatwiające zmiany ku gospodarce o obiegu zamkniętym oraz spowalnianie zmian klimatycznych. To bardzo dobra wiadomość. Zaczynam sobie wyobrażać kolejne gminy przystępujące do projektu i przejmujące skądinąd proste i opłacalne zasady. Ostatecznie chodzi w tym o nasze wspólne dobro. I o przyszłość, którą możemy stworzyć sami.

Jak Finowie sortują odpady na co dzień.

Rozdzielamy zadania, kto i jak często będzie odpowiedzialny za prace domowe. Jedną z nich jest zajęcie się odpadami. W mieszkaniu mamy cztery różne pojemniki na odpady. A właściwie pięć. Dwa mieszczą się typowo pod zlewem – na odpady zmieszane i na plastikowe. Dwie zaś duże torby w szafie w przedpokoju wypełniają kartonowe pudełka i papier. Piąty kosz pod wielką i ciężką pokrywką stoi po prostu w kuchni na podłodze. To ten nie zauważony przeze mnie, którego otwarcie nie zapewnia miłego powitania dnia. Tam wrzucamy wszelkie odpady organiczne, które nie cuchną tak długo jak nie uniesie się pokrywki i nie pochyli nad nim. Mieszkamy w zabudowie szeregowej, a więc obowiązują nas nieco inne zasady niż mieszkańców bloków. Przy naszej szeregówce znaleźć można tylko kompostownik, pojemnik na odpady zmieszane i na papier. Aby wynieść odpady plastikowe, kartonowe pudełka, czy ubrania potrzebujemy przespacerować się do nieco bardziej odległego punktu recyklingu, czy też wstępnego sortowania odpadów przez mieszkańców. Do tej pracy zgłaszam się chętnie na ochotnika.

Na miejscu zastaję spory ruch. Ktoś jest w trakcie sortowania, ktoś już skończył i właśnie odjeżdża. Miejsce jest dla mnie nowe, szukam więc, gdzie znajdują się kontenery na plastikowe opakowania, a gdzie na kartonowe. Uderza to, że wokół wielkich pojemników jest czysto. To co przywiezione do punktu recyclingu jest wrzucone do właściwego pojemnika. Inaczej niż w przydomowych, czy też osiedlowych punktach, gdzie łatwo zobaczyć niefrasobliwość tych mieszkańców, którzy nie rozumieją potrzeby segregacji, a do pojemników trafiają zupełnie nieodpowiednie rzeczy. Widocznie wysiłek dotarcia tutaj zobowiązuje.

Oprócz ubrań, można tu też wrzucić inne tekstylne przedmioty, jak na przykład niektóre zabawki.

Wydaje się, że Finowie są już dobrze przyzwyczajeni do systemu sortowania, pomimo niechlubnych wyjątków. Ile z posortowanych według istniejących zasad odpadów zostanie poddana faktycznie recyklingowi, to już odmienne zagadnienie. Obiecuję sobie, że przyjrzę się mu kiedyś uważniej.

Co zrobić z niechcianymi przedmiotami albo urządzić się na nowo niemal za darmo.

Na środek pokoju rzucamy parę przedmiotów, które zostały po poprzednich mieszkańcach. Stary globus, poszewki na poduszki, świeczniki, do niczego nie pasujące żarówki. Co z tym zrobić? Pakujemy do torby i jedziemy do najbliższego od nas Kierrätyskeskus, czyli centrum recyclingu. Dzieli nas od niego stosunkowo długa droga, gdyż na terenie aglomeracji stołecznej takich centrów jest tylko siedem.

Duży budynek widoczny jest z daleka. Wchodzimy w duże podwórze, na którym stoją wielkie kontenery, samochody transportowe centrum i najwyraźniej niedawno przywiezione sprzęty. Kierujemy się z naszymi przedmiotami najpierw do drzwi, gdzie odbierane są darowizny. Odbierane oczywiście za darmo. Przed wejściem piętrzą się najróżniejsze sprzęty domowe, przy których kręcą się pracownicy centrum. Trzeba je odebrać, sprawdzić, posegregować, w dalszej kolejności wycenić i przenieść do części sprzedażowej. Niestety tylko 50-60 % przywiezionych do centrum przedmiotów trafia jako wartościowy towar dalej “na półki”. Na miejscu naprawia się sprzęt agd i rtv, ale nie ma środków na naprawę na przykład ubrań. Dlatego zasadą jest, aby przywozić przedmioty nie zniszczone i czyste. Wartościowy towar to taki, za który ktoś będzie chciał zapłacić.

Wchodzimy zatem do części sprzedażowej. Do swego nowego pokoju potrzebuję lampę, krzesło, przydałby się nam także nowy dywan.

Na parterze można znaleźć naczynia, które są w stanie uzupełnić niemal wszelkie braki w kuchni. Na kolejnych piętrach znajdujemy ubrania, meble i inne przedmioty wyposażenia wnętrz. Ceny są przystępne, zwykle kilka razy tańsze, niż nowych sprzętów. Ach, więc tak to działa – myślę sobie, widząc cały ten ogrom na własne oczy. Komuś niepotrzebne zostaje wycenione i przekazane do dalszej sprzedaży, co zaś pozwala istnieć centrum.

Od ilości sprzętów dostaję istotnie oczopląsu. Są one starannie posegregowane i poukładane. Tym razem nie decydujemy się na zakup niczego, chcemy sprawdzić jeszcze inne opcje tanich zakupów używanego sprzętu. A jest ich wiele w mieście. Dobrze, że zostawiłyśmy tu nasze aktualnie niepotrzebne sprzęty. Takie centrum recyklingu, a właściwie wymiany sprzętu na pewno zmniejsza nadmierną konsumpcje nowych towarów. Szkoda tylko, że nie wszystko udaje się odzyskać i przeznaczyć do dalszej sprzedaży.

Będąc na mieście zaglądamy przy okazji także do sklepu charytatywnego Fida oraz secondhandu Uff. Są to “sieciówki” z lokalizacją przy małych centrach handlowych i przy dużych także. Szczególnie secondhand. Ale o nich następnym razem.

WeFood, czyli jak pomóc jedzeniu trafić do koszyka, a nie do kosza.

Sprawunki prowadzą mnie do nowo powstałego w Helsinkach centrum handlowego Redi. Dostaję polecenie – pójdź przy okazji do WeFood. A zatem sklep mieści się właśnie tam i mogę sprawdzić jak działa. O pomyśle powstania sklepu ratującego żywność, która inaczej trafiłaby do odpadów słyszałam w zeszłym roku.

Sklep jest niepozorny. Wygląda skromnie, w porównaniu do “normalnych sklepów”. Rozglądam się uważnie w poszukiwaniu czegoś, co odpowiadałoby mojej liście zakupowej. Wybieram parę pomarańczy o mocno zbrązowiałej miejscami skórce, opakowanie chleba i główkę sałaty lodowej z dziwnej lodówki. Na środku sklepu ustawione są palety, a na nich sterta dużych wytłoczek na jajka, obok zaś pudło z jajkami luzem. Przyzwyczajona w Polsce do możliwości kupowania jajek w małych specjalistycznych sklepach i do własnego opakowania czułam się bardzo zagubiona w Finlandii, nie widząc szansy na ich bezodpadowy zakup. Nagły widok jajek luzem zaskakuje i kusi, ale sprawdzam cenę – znacznie za dużą jak na cenę za sztukę i za małą jak za standardowe opakowanie. Przeżywam wstrząs, gdy dowiaduję się, że można je kupić wraz z wytłoczką – na wagę!

W sklepie sprzedaje się towary drugiej klasy lub takie, które mają bliski lub już przekroczony termin najlepszej przydatności do spożycia. Ciągle są smaczne i nadają się do jedzenia, tak jak bardzo mało zachęcająco wyglądające pomarańcze, które okazały się w pełni zdrowe po obraniu skórki i niezwykle soczyste. Towary pochodzą ze sklepów, producentów i z hurtowni, czyli partnerów sklepu. Życzeniem byłoby, aby do projektu dołączyły również hotele i restauracje.

Sklep żyje rytmem dostaw, które mogą się bardzo różnić z dnia na dzień. Gdy proponuję, iż następnym razem będę miała własną wytłoczkę na jajka, słyszę, że nie wiadomo kiedy pojawią się ponownie, gdyż oferta jest bardzo zmienna. Jednak jakieś owoce, warzywa i produkty suche można w sklepie znaleźć regularnie.

Po zakupach z ekscytacją podchodzę do kasy. Ważenie owoców, czy warzyw na wadze kończy się standardowo jak w innych sklepach – powstaniem nalepki z ceną. Zauważam jednak, że koszyk na zakupy nie jest jak gdzie indziej plastikowy, lecz metalowy. Przy kasie działa też normalnie terminal. W wielkiej skrzyni obok kasy można znaleźć różne torby, w tym plastikowe. Napis zachęca do przynoszenia własnych – czy to płóciennych, czy to także plastikowych i zostawienia ich w skrzyni lub – skorzystania z jednej z nich. Ja oczywiście nie potrzebuję, gdyż w mej torebce zawsze jest trochę miejsca na zwiniętą siatkę.

Cieszę się, że taki sklep istnieje – najprawdopodobniej pierwszy i jak dotąd jedyny taki w Finlandii. Wydaje się niezbędny, gdy w Finlandii marnuje się rocznie 450 milionów kilogramów żywności, a proceder ten ma porównywalny wpływ na zanieczyszczenie środowiska i zmiany klimatyczne jak spaliny samochodowe. Powodzenie sklepu i całego projektu zależy od klientów. Pracownicy są woluntariuszami, a ja zastanawiam się, czy nie dołączyć do nich.

Fińskie stowarzyszenie spotyka polskie, czyli relacja ze spotkania ZeroWaste tapaaminen: elokuu

Na moje spotkanie – przeze mnie zaproponowane, ale prowadzone przez prezes fińskiego stowarzyszenia – ZeroWaste Finland ry – Helenę Marttila  zjawiło się  przynajmniej 25 osób.  Przed wydarzeniem na facebooku deklarowało uczestnictwo 21 osób, oczekiwałam więc, że podobnie jak w Polsce przyjdzie połowa z nich. Ale prawdopodobnie Finowie bardziej dotrzymują słowa, jeśli już coś „ obiecują”.  Do tego zainteresowanymi  deklarowało się przynajmniej 158 osób. Większość to ludzie młodzi lub bardzo młodzi. Uczący się, studiujący kierunki związane z ochroną środowiska, piszący blogi i videoblogi, ktoś zajmujący się produkcją ubrań i prowadzący własną firmę, mamy troszczące się o przyszłość dla swoich dzieci. Ale także dziennikarka i dziennikarz z popularnej darmowej gazety o treściach społeczno-kulturowych z działem popieranym przez partię Zielonych, aktorka z teatru miejskiego w Helsinkach,  pracownik firmy zajmującej się recyklingiem opakowań, której gazetki wpadły mi w ręce już trzy lata temu i zastanawiałam się jak nawiązać z nimi kontakt. Najmilszą niespodzianką było jednak pojawienie się zwyciężczyni  konkursu na projekt innowacyjny w gminie Kerava – mieście położonym ok. 30 km od Helsinek, o której projekcie przeczytałam kilka miesięcy wcześniej. Zwycięstwo w konkursie umożliwiło jej poparcie miasta dla idei „gminy bez plastikowych toreb”. Autorka projektu jest doktorem chemii i ma spore ambicje jeśli chodzi o ekologiczne zmiany w Finlandii, ma też poparcie WWF dla swego projektu. Jest gotowa udzielić mi wywiadu o swojej pracy. Dzięki niej dowiedziałam się także nieco kulisów dotyczących takich firm jak Fortum, których część działalności poszła w niewłaściwym – nie-ekologicznym kierunku. Okazało się, że mamy podobne spojrzenie na zarządzanie wizerunkiem Finlandii na zewnątrz.

Fińskie stowarzyszenie zostało oficjalnie zarejestrowane pod koniec kwietnia tego roku i jego działania nabierają tempa. Do ostatnich działań należało zorganizowanie wydarzenia „Piknik Zero Waste” w Helsinkach, na którym zjawiło się 40 entuzjastycznych osób, spotkanie ZW z moim udziałem, dziś zaś odbywa się plogging po festiwalu muzycznym w dzielnicy Helsinek – Herttoniemi. Festiwalowi przyświecały idee ekologiczne. Przynajmniej część sprzedawców  udzielała zniżki za zakup jedzenia do własnego opakowania, a wszystkie sprzedawane naczynia mogły trafić do pojemników na odpady organiczne. Fińskie stowarzyszenie wraz z inną organizacją rozdawało mini popielniczki na pety. Współpracująca organizacja jest jednym ze zwycięzców projektu „Wyzwanie dla zaśmieconego morza”, w którym ZeroWaste Finland ry brało udział, choć tym razem nie udało się mu wygrać, ani pozyskać środków z tego tytułu.  15 września odbędzie się zaś coroczny festiwal `nie marnowania jedzenia`, na którym po raz pierwszy będzie obecne między innymi  Fińskie stowarzyszenie.

W mojej krótkiej prezentacji powiedziałam o powstaniu Stowarzyszenia i o jego akcjach – dotychczasowej działalności. Największe zainteresowanie wzbudziła akcja „Z własnym kubkiem” – jednorazowe kubki na kawę są sporym problemem w kraju, gdzie przeciętnie każdy dorosły mieszkaniec wypija 4-5 kubków dziennie, a możliwość wypicia kawy wydaje się jednym z podstawowych praw obywatela.  Pytano mnie więc o wielkość zniżki przy zakupie do własnego kubka oraz o reakcje społeczne na to.

Okazuje się, że podobne do naszych działań, jeśli chodzi o boomerang bags dzieją się choćby w Kerava. Torby szyto ze starych płócien na reklamy, a ilość i „obrót” torbami monitorowano będąc w kontakcie telefonicznym ze sklepami, które brały udział w akcji.

Zauważyłam bardziej systematyczne podejście do problemów. Stowarzyszenie planuje zająć się jednym z „przykazań” naraz, to jest skupienie się na kolejnym z „R” po kolei. Zauważają potrzebę konkretnych instrukcji i narzędzi,  aby docierać do jednostek.  Okazuje się, że także fińskie babcie mogą mieć sporo do powiedzenia, jeśli chodzi o bezodpadowe rozwiązania.

Helena Marttila – prezes fińskiego stowarzyszenia nawiązywała do moich uwag, a filmowa reklama naszego stowarzyszenia zrobiła na wszystkich wielkie wrażenie. Brawo my! Przed spotkaniem czytałam wszelkie „twarde artykuły” na stronach Zero Waste Europe i dotyczące gminy bezodpadowej, a zatem mocno poprawiłam swoją ogólną wiedzę o zero waste.  Warto było się starać. Mam nadzieję, że spotkanie to pierwsze i udane wyjście Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste poza Polskę i początek wzajemnie wzbogacającej się współpracy.

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie miałem nic innego do roboty jak tylko słuchać rockendrolla

Odrywam się na moment od komputera i włączam radio. Przez moment nie dowierzam, czy na pewno włączyłam stację zapisaną na tablecie. Jest nią z domysłu fińskie radio, ale to co słyszę wydaje się pomieszaniem stacji. Doskonale znana piosenka Jednego serca Czesława Niemena brzmi z całą wyrazistością, pomimo tego, że została puszczona najwyraźniej ze starej trzeszczącej płyty. Sprawdzam audycję. Nie jest to “Euroopan taivaan alla” – odpowiednik może Trójkowej audycji “Pod dachami Paryża”, ale poświęcona muzyce rozrywkowej z każdego zakątka Europy,  gdzie z założenia można usłyszeć kawałki w różnych językach europejskich i gdzie piosenka po polsku nie byłaby wielkim zaskoczeniem.  Audycją okazuje się “Kadonneen levyn metsästäjät- toivo levyä”, w której słuchacze mogą poprosić o utwór z “zaginionej” płyty. Większość życzeń dotyczy piosenek po angielsku lub fińskich, dlatego utwór Niemena zamówiony w tej audycji mógł mnie zaskoczyć.

Dowiaduję się przy okazji, skąd znajomość Niemena i utworu z czasów Niemen Enigmatic u Fina, który przyznaje, że kiedyś “nie miał nic innego do roboty jak słuchać rockendrola”.  Legendarny muzyk dotarł na najbardziej rockendrolowy festiwal w Finlandii “Ruisrock” bodajże w 1971 roku.

Postanawiam sobie, że jeśli sama pojadę kiedyś na ten festiwal, z pewnością poszukam pamiątek po tamtym koncercie.  Skoro utwory Niemena istnieją w fińskiej świadomości, może i one pozostały?