WeFood, czyli jak pomóc jedzeniu trafić do koszyka, a nie do kosza.

Sprawunki prowadzą mnie do nowo powstałego w Helsinkach centrum handlowego Redi. Dostaję polecenie – pójdź przy okazji do WeFood. A zatem sklep mieści się właśnie tam i mogę sprawdzić jak działa. O pomyśle powstania sklepu ratującego żywność, która inaczej trafiłaby do odpadów słyszałam w zeszłym roku.

Sklep jest niepozorny. Wygląda skromnie, w porównaniu do “normalnych sklepów”. Rozglądam się uważnie w poszukiwaniu czegoś, co odpowiadałoby mojej liście zakupowej. Wybieram parę pomarańczy o mocno zbrązowiałej miejscami skórce, opakowanie chleba i główkę sałaty lodowej z dziwnej lodówki. Na środku sklepu ustawione są palety, a na nich sterta dużych wytłoczek na jajka, obok zaś pudło z jajkami luzem. Przyzwyczajona w Polsce do możliwości kupowania jajek w małych specjalistycznych sklepach i do własnego opakowania czułam się bardzo zagubiona w Finlandii, nie widząc szansy na ich bezodpadowy zakup. Nagły widok jajek luzem zaskakuje i kusi, ale sprawdzam cenę – znacznie za dużą jak na cenę za sztukę i za małą jak za standardowe opakowanie. Przeżywam wstrząs, gdy dowiaduję się, że można je kupić wraz z wytłoczką – na wagę!

W sklepie sprzedaje się towary drugiej klasy lub takie, które mają bliski lub już przekroczony termin najlepszej przydatności do spożycia. Ciągle są smaczne i nadają się do jedzenia, tak jak bardzo mało zachęcająco wyglądające pomarańcze, które okazały się w pełni zdrowe po obraniu skórki i niezwykle soczyste. Towary pochodzą ze sklepów, producentów i z hurtowni, czyli partnerów sklepu. Życzeniem byłoby, aby do projektu dołączyły również hotele i restauracje.

Sklep żyje rytmem dostaw, które mogą się bardzo różnić z dnia na dzień. Gdy proponuję, iż następnym razem będę miała własną wytłoczkę na jajka, słyszę, że nie wiadomo kiedy pojawią się ponownie, gdyż oferta jest bardzo zmienna. Jednak jakieś owoce, warzywa i produkty suche można w sklepie znaleźć regularnie.

Po zakupach z ekscytacją podchodzę do kasy. Ważenie owoców, czy warzyw na wadze kończy się standardowo jak w innych sklepach – powstaniem nalepki z ceną. Zauważam jednak, że koszyk na zakupy nie jest jak gdzie indziej plastikowy, lecz metalowy. Przy kasie działa też normalnie terminal. W wielkiej skrzyni obok kasy można znaleźć różne torby, w tym plastikowe. Napis zachęca do przynoszenia własnych – czy to płóciennych, czy to także plastikowych i zostawienia ich w skrzyni lub – skorzystania z jednej z nich. Ja oczywiście nie potrzebuję, gdyż w mej torebce zawsze jest trochę miejsca na zwiniętą siatkę.

Cieszę się, że taki sklep istnieje – najprawdopodobniej pierwszy i jak dotąd jedyny taki w Finlandii. Wydaje się niezbędny, gdy w Finlandii marnuje się rocznie 450 milionów kilogramów żywności, a proceder ten ma porównywalny wpływ na zanieczyszczenie środowiska i zmiany klimatyczne jak spaliny samochodowe. Powodzenie sklepu i całego projektu zależy od klientów. Pracownicy są woluntariuszami, a ja zastanawiam się, czy nie dołączyć do nich.